Decyzja o podjęciu terapii to moment bardzo trudny i pomimo, iż świadomość społeczna wyraźnie wzrosła to nadal stereotypy o ludziach korzystających z usług terapeuty, psychologa, czy lekarza psychiatry potrafią powstrzymać osoby szukające wsparcia przed zrobieniem kroku w przód. Czasem ktoś już od dawna rozważa terapię własną, a jednak wciąż go coś powstrzymuje. Część czynników jest demokratyczna, ale są i takie które korelują z płcią. W tym tekście podzielę się osobistymi doświadczeniami dotyczącymi trudności z którymi borykają się faceci w terapii.
"Facet powinien umieć radzić sobie sam" i to ze wszystkim co przyniesie mu los. Bez wyjątków. To chyba najbardziej hamujące z przekonań z jakimi zmagają się moi pacjenci. Właściwie trudno mówić o tym aby terapia się zaczęła dopóki ludzie nie zrezygnują z tego przekonania o omnipotencji. Jest to niezmiernie trudne do wykonania jeśli już od małego wpajano Ci, że nie możesz być dupą wołową. Jeszcze trudniejsze jeśli w tą narrację wpisała się twoja partnerka, żona. Tym bardziej będzie Ci ciężko kiedy naoglądasz się filmów z Brucem Willisem, który radzie sobie w pojedynkę z całą bandą terrorystów. Jeśli jednak pozwolisz sobie na okazanie słabości to w końcu dostaniesz to czego brakowało ci przez lata czyli wsparcie. W końcu będziesz mógł powiedzieć sobie, że nie jesteś z tym wszystkim sam i to co było nie do ogarnięcia samemu zyska inną perspektywę.
"Facet nie powinien okazywać emocji". No, a już tym bardziej nie ma u mężczyzny miejsca na łzy. Już przed młodym chłopakiem, potem dorastającym mężczyzną, a wreszcie dorosłym facetem zadanie niezwykle trudne. Otóż oczekuje się od nas, że stłamsimy w jakiś cudowny sposób całą burzę emocji, która w naturalny przecież sposób towarzyszy nam w reakcji na otaczający świat. Spokojnie, nie chodzi o to żeby pozbyć się wszystkiego - jeśli chodzi o odwagę, radość, poczucie sukcesu, czy też dumę to te śmiało możemy przeżywać i okazywać do woli. Natomiast niech nas ręka boska broni przed okazywanie strachu, słabości, smutku, poczucia krzywdy czy też poczucia winy. Te uczucia nie pasują facetowi. Co więc z nimi począć? Zwyczajnie można je zamienić, przykryć pod złością, śmiechem czy pogardą. One są przecież bardzo męskie, a to że uniemożliwia to właściwie stworzenie autentycznej relacji to przecież żaden problem. Z relacji w ogóle lepiej się wycofać, być nieobecnym mężem, ojcem, a może i dziadkiem. Jeśli nie udaje się to na trzeźwo to przecież jest tyle nałogów do wyboru. No a później kiedy już trafia taki facet do terapeuty to zaczyna się praca nad oporem, bo bliska relacja, autentyczność w przeżywaniu to ciężki orzech do zgryzienia. Nie to, że jest to mission impossible, ale facetowi naprawdę bywa ciężej się otworzyć i pokazać emocje, a bez tego nie ma mowy o terapii.
"Nie mogę sobie pozwolić na bycie zależnym od kogokolwiek". Ta zależność może być szeroko rozumiana. Faktem jest natomiast to, że wielu facetom wpajane jest to, że muszą mocno bronić swojej autonomii i często ich postawy w tym względzie idą w grubą przesadę. Nie chodzi o to, że niezależność jest zła sama w sobie. Każdy z nas musi mieć pewną niezbędną autonomię, zdrowe granice i przestrzeń w ramach której nie pozwalamy nikomu majstrować. Problem zaczyna się wtedy kiedy kompletnie nikogo nie dopuszczamy do siebie i okopujemy się na tych swoich barykadach właściwie sami czasem nie wiedząc czego bronimy. Trudno z takim nastawieniem funkcjonować w terapii gdyż zamiast otwarcia się na współpracę taka osoba cały czas będzie wchodzić w walkę i rywalizację. Rywalizacja z kolei potrafi naprawdę dać w kość jeśli nie wiemy kiedy odpuścić. Miałem wielu pacjentów, którzy nawet w sytuacji kiedy nikt, a już napewno nie terapeuta czy grupa im nic nie narzucał, to ci z automatu odpalali się że swoimi racjami, teoriami i wchodzili w walkę. Większość z nich wraca raz poraz dopóki nie uświadomi sobie, że tak naprawdę liczy się dla nich nie to o co walczą, ale walka sama w sobie. Kiedy już sobie odpuszczą, czują ulgę że choć na chwilę mogą wejść w relację zależną, bo taką przecież jest szukanie pomocy w terapii.
Można by bez końca wymieniać jeszcze te przekonania przez które facetom jest trudno wejść w relację terapeutyczną. Nie znaczy to oczywiście, że kobietom jest łatwo. Im także przecież towarzyszy wstyd i inne blokady przed otwarciem się i szukaniem pomocy. Wydaje się jednak, iż są one jednak kulturowo bardziej predysponowane do relacji w której należy puścić kontrolę, autentycznie się otworzyć i zaufać. No a wracając do facetów. Nam trzeba jednak dać trochę więcej czasu i zamiast walczyć z naszym oprogramowaniem po prostu okazać zrozumienie. Stanowi to nie lada wyzwanie dla niejednego terapeuty, ale przecież my lubimy wyzwania.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz